Reklamy

O zmianach, nowych inwestycjach i stałych sąsiadach rozmawiamy z artystką, gdańszczanką Honoratą Martin.

Z jaką częścią Gdańska jesteś najbardziej związana?

Całe życie mieszkam w niedalekim otoczeniu stoczni, a od 3 lat mam mieszkanie przy ulicy Robotniczej. W bezpośrednim sąsiedztwie NOMUSa – ściana w ścianę. Kupiłam to mieszkanie świadomie, bo okolice stoczniowe są we mnie mocno zakorzenione. Zawsze chciałam mieszkać gdzieś blisko, a ten kompleks zabudowy jest niezwykły. Kiedyś były tu mury stoczniowe, więc przez długi czas pozostawał niedostępny, dlatego tym bardziej był dla mnie intrygującym miejscem. Mieszkanie z widokiem na pomnik trzech krzyży z jednej strony, a z drugiej na żurawie było marzeniem.

Jako była mieszkanka Trójmiasta za każdym razem, gdy przyjeżdżam do Gdańska, robi na mnie ogromne wrażenie, jak szybko to miasto się rozwija, w szczególności tereny stoczniowe. Jak Ty odbierasz zmiany zachodzące w Młodym Mieście?

Te miejsca imprezowo-rozrywkowe po drugiej stronie od mojego mieszkania rozwijają się bardzo szybko. Obok mnie jest Żabka, więc ludzie, którzy zmierzają do 100czni czy na ulicę Elektryków często siedzą u mnie pod klatką na krawężnikach lub schodkach, ale szczerze mówiąc mi to zupełnie nie przeszkadza. Raczej cieszę się, że to miejsce zostało ożywione, osoby, które tu trafiają często robią przy okazji cały spacer po stoczni. Podoba mi się też to, że powstają miejsca, które nie ingerują w zabudowę, wpasowują się w teren, który już tu istnieje. Tworzą tam nową wartość, otwierają tę przestrzeń dla nowych pokoleń, a nie zaburzają widoków.

Mam większy problem z tym, co się buduje wokół. Na przykład w okolicy powstał dość wysoki biurowiec. Nasza kamienica to przedproże stoczni, w 2020 roku została wpisana do rejestru zabytków, a naprzeciwko niej ma powstać prawie dwa razy wyższy blok. Cała ta niesamowita zabudowa z początku XX wieku, która przetrwała wojnę i jest absolutnie unikatowa, zostanie wizualnie przysłonięta

To przejmujące, gdy ludzie, którzy przeżyli protesty stoczniowe, grali ze stoczniowcami w siatkówkę przez mur i podawali im rozmaite rzeczy, mówią, że zburzyli im ten mur, a na jego miejscu wyrastają biurowce. Okolice 100czni to jak na razie jedyne miejsce, do którego mamy dostęp po sąsiedzku. Możemy sobie pójść, napić się kawy, a dzieci mają, gdzie się bawić. Nie mamy tu parku ani w ogóle za dużo zieleni, więc takie biurowce to dla nas, mieszkańców kolejne martwe przestrzenie. Brakuje jakiejś strefy wspólnej, dlatego też pokładam nadzieje w Nowym Muzeum. Z jednej strony to niesamowite, że jako artystka będę miała je pod domem, cieszy mnie możliwość chodzenia na wystawy i uczestniczenia w życiu kulturalnym. Z drugiej strony z tego, co słyszałam, to i Muzeum zależy na współpracy z mieszkańcami, z tego co słyszałam ma być księgarnia, kawiarnia, ogród, miejsce dla dzieci. Mam nadzieję, że będzie to strefa żyjąca.

Czy można w takim razie powiedzieć, że stocznia się mimo wszystko gentryfikuje?

Niedaleko powstał prywatny akademik, obok niego została wybudowana klatka na rowery, żeby miały kawałek daszka i nie mokły. Zza tej klatki wyziera dość smutnie wyglądające podwórko z placem dla dzieci. Myślę, że mamy świadomość, że żyjemy w niezwykłym miejscu a jednocześnie jako mieszkańcy, sąsiedzi czujemy się zapomniani przez miasto. Jest tu trochę takich obrazków.

Ten budynek akademika przykleił się z jednej strony do naszej kamienicy, a z drugiej strony ma duży teren na parking, trawnik, podczas gdy po naszej stronie nie ma tam  nawet chodnik. Mamy też przez to problem z zaciemnieniem i wilgocią.  Tam wcześniej stała kamienica, szkoda, że nie został zachowany jej układ urbanistyczny, to był dobry plan zabudowy tego kompleksu. Robi się trochę smutno, dlatego wszyscy mamy nadzieję, że może NOMUS wprowadzi tu kilka promieni słońca. Już sam budynek muzeum napawa nadzieją, jest odnowiony, miło popatrzeć, że nie trzeba burzyć i stawiać czegoś zupełnie innego, tylko można przywrócić do życia i zadbać o tkankę historyczną miasta.

Jako artystka, której sztuka często rozgrywa się poza instytucjami, jak zapatrujesz się na możliwości, jakie niesie otwarcie NOMUSa?

Często robię prace o charakterze pozainstytucjonalnym, ale jednak we współpracy. Na przykład Zadomowienie w parku Bródnowskim w Warszawie powstało we współpracy z Muzeum Sztuki Współczesnej, więc mam głęboką wiarę w to, że sztuka współczesna potrzebuje wsparcia instytucjonalnego. Inaczej mielibyśmy tylko sztukę czysto komercyjną. Oczywiście robię też prace zupełnie sama, ale wiele projektów mogłam zrealizować właśnie dzięki wsparciu instytucji zajmujących się sztuką nowoczesną.

Wydaje mi się, że działania społeczne są i powinny być misją placówek związanych ze sztuką w szczególności nowoczesną ponieważ często mówi o tym, co dzieje się tu i teraz.

Właśnie zrobiliśmy film sąsiedzki trochę na temat tego budynku, który ma powstać naprzeciwko. Dla mnie był to pretekst  do porozmawiania z sąsiadami o całej dzielnicy i powiązaniach ze stocznią, z „Solidarnością”. Jest to zupełnie nowa, inna perspektywa. Dziadek dziewczyny, z którą znam się jeszcze ze szkoły podstawowej i chodził codziennie o świcie i zapalał wszystkie lampy w okolicy stoczniowej. W filmie jest masa takich pięknych historii.

Mam nadzieję, że muzeum będzie również miejscem, które pozwoli zarchiwizować i wspierać tę lokalność.

Niektóre z instytucji kulturalnych, zwłaszcza tych związanych ze sztukami wizualnymi, kojarzone są czasem z zadęciem, NOMUS wydaje się nie powielać od tego wizerunku.

Tak, takie miejsca bywają hermetyczne. Sztuka, która powstaje w danym momencie nie jest prosta i łatwo przyswajalna. Musi minąć jakiś czas zanim zostanie powszechnie rozumiana. To, co się dzieje teraz – kiedykolwiek by to nie było – dla większości potrafi być trudne do zaakceptowania, bo jest czymś nowym. Ja sama czasem bywam zawstydzona tym, że zajmuję się sztuką. Zaczynam się tłumaczyć, wyjaśniać, co to jest, czemu ja to robię i o, co mi chodzi, ale lubię to robić. Lubię rozmawiać z ludźmi, dla których muzea i galerie nie są naturalnym środowiskiem, którzy czują dystans do sztuki. Często znajdujemy pole wzajemnego zrozumienia, wystarczy jakaś otwartość z obu stron. Tego mi brakuje wszędzie – najprostszego otwarcia się na drugą osobę. Czystej karty, chęci poznania, dowiedzenia się tego, kim ktoś jest, zanim go ocenimy. Wystarczy spojrzeć na to, co dzieje się na wschodniej granicy. Rząd od lat prowadzi intensywną propagandę strachu i ludzie zaczynają się bać. Widzą zagrożenie w grupie słabych, przemarzniętych, głodnych, spragnionych osobach.

Tak, ten obraz jest bardzo dehumanizujący.

Zdecydowanie. Wystarczyłoby przedstawić sobie dwie osoby w neutralnej przestrzeni. Gdyby osoba z doświadczeniem uchodźczym i osoba żyjąca w Polsce zaczęły po prostu ze sobą rozmawiać i dowiadywać się czegoś o sobie to mielibyśmy zupełnie inną sytuację. Wszystkie kalki i stereotypy, dzielące nas na grupy i narody to największa przeszkoda w porozumieniu.

Pamiętam rozmowę z jedną głęboko wierzącą katoliczką podczas pierwszego kryzysu migracyjnego. Ona była przerażona tym, co się stanie. Posługiwała się nomenklaturą strachu, mówiąc nie o ludziach, ale o fali. Powiedziałam jej wtedy: przecież ty masz wielkie serce, gdybyś była na plaży we Włoszech na przykład na Lampeduzie i zobaczyłabyś ponton przypływających ludzi w tym dzieci, byłabyś pierwsza, żeby im pomóc. Zabrałabyś ich do siebie, nakarmiła, napoiła, dała ubrania i ogrzała. Na co ona odpowiedziała mi: no tak, ale przecież to jest co innego. A nie jest.

Jakiś czas temu dokonałam dla siebie zabiegu redefinicji  wszystkich moich prac i okazało się, że one wszystkie są trochę o sytuacji osób doświadczonych uchodźstwem. Wigwam, który zrobiłam w Zachęcie na Spojrzenia, jest dokładnie o tym. Z jednej strony zwraca uwagę na to, jak świat zachodni przeładowany jest rzeczami, z drugiej praca ta powstała po poznaniu osób, których jedynym dobytkiem było zdjęcie w kieszeni przedstawiające dom lub rodzinę. Niektóre nie miały nic.

Na początku Zadomowienia dużo osób przychodziło do mnie, rozmawialiśmy jak dwie osoby, które się poznają. Później pojawiły się trzy artykuły o tym, jak to artystka za państwowe pieniądze urządza sobie wczasy w parku. Do tego dołączone zostało zmanipulowanie zdjęcie, które nie oddawało realiów Zadomowienia. Tak naprawdę tam codziennie od rana do wieczora było dużo ludzi, z którymi rozmawiałam, pracowałam, uczyliśmy się od siebie nawzajem. Po tych trzech artykułach zaczęli przychodzić ludzie, którym musiałam się ciągle tłumaczyć z tego, co robię. Niezwykle mnie to smuci, bo tak samo musimy ciągle tłumaczyć, że osoby z doświadczeniami uchodźczymi są bardzo podobne do nas. To lekarze, robotnicy, ludzie z różnych grup zawodowych, w różnym wieku, z różnymi hobby. Oceniamy ich przez pryzmat doświadczenia życiowego, które przecież może przyjść i do nas. To dość naiwne. wierzyć że w tej części świata nie dojdzie do wojen lub kataklizmów, a my zawsze będziemy w uprzywilejowanej grupie rozdającej karty.

Ostatecznie chodzi o najzwyklejsze odruchy serca, że nie chcę dla drugiego człowieka źle. W momencie, gdy ten człowiek staje się polityką, sztuczną postacią telewizyjną traci realność.

 

Otwarcie NOMUS dla publiczności już w weekend 22-24 października 2021. 

Odwiedzający będą mogli zobaczyć dwie wystawy w ramach inauguracji Muzeum:  Kolekcja w działaniu w głównym budynku przy ul. Jaracza 14 oraz Niech poprzedza cię płomień w Zielonej Bramie.

WIĘCEJ